2 826 858
oleska: Jestem matką dwójki dzieci, mieszkam w Cieszkowie i muszę przyznać, że informacja o podwyżkach ...
Zew: Oto kolejny odcinek "Cmentarnych Kuriozów" czyli rubryki, która z pewnością trafia w gust wszystk...
chicago: alez szybko zdecydowal ktos z tej gazety odpowiedziec <,madrym wywodem >.po 4 miesiacach ja w przec...
Rotmistrz: Milicz 10 000 mieszkańców, a migrantów 2000. Tak się niszczy kraj... Na co czekają mieszkańcy? ...
alek: Rozumiem Pana/Pani frustrację i zagubienie w obliczu różnorodności mediów lokalnych oraz propaga...
Tylko zalogowani użytkownicy mogą reagować na artykuły.
10 dni zajęło Przemysławowi Niewiejskiemu z Milicza pokonanie liczącego 519 kilometrów Głównego Szlaku Beskidzkiego. Relacje z codziennych pieszych wędrówek zamieszczał na swoim Facebooku. Teraz miliczaninowi marzy się wejście na górę Kazbek w Gruzji o wysokości 5054 m n.p.m.
Przemysław Niewiejski mieszka w Miliczu, ma 35 lat, pracuje w oleśnickiej firmie zajmującej się montażem systemów wentylacyjnych. Po górach wędruje i biega od 8 lat. - Swoją przygodę zaczynałem od małych dystansów. Obecnie na rajdzie turystycznym potrafię przejść bez snu 145 km. Stąd niektórzy znajomi utożsamiają mnie z postacią bajki o Muminakach, czyli Włóczykijem – śmieje się.
Jak każdy zapalony długodystansowiec marzył o pokonaniu Głównego Szlaku Beskidzkiego im. Kazimierza Sosnowskiego (GSB), który jest najdłuższym szlakiem turystycznym w polskich górach. – Okazja nadarzyła się w tym roku, gdy w wyniku zawirowań w pracy dostałem 17 dni wolnego i pomyślałem sobie „teraz albo nigdy”. Spakowałem plecak, kupiłem bilety i przez 14 godzin jechałem w nieznane – opowiada. Na wędrówkę zabrał tylko hamak i śpiwór, a noce spędzał w gospodarstwach agroturystycznych albo w wiatach turystycznych czy w opuszczonych bacówkach. Dzień rozpoczynał o wschodzie słońca. Śniadania i kolacje przygotowywał sobie sam, a obiady jadł najczęściej w miastach, które mijał po drodze. – Najlepsze były etapy, w czasie których przez pół dnia nie spotkałem nikogo, albo wieczory, gdy rozkładałem hamak gdzieś wysoko w górach, mogąc nacieszyć się pięknem natury i przyjemną ciszą. Są, o dziwo, jeszcze miejsca na tym świecie, gdzie przez kilkanaście kilometrów można nie mieć zasięgu, i odpocząć od całego świata – mówi, dodając, że gdy już zasięg się pojawiał, otrzymywał od znajomych wiadomości i telefony ze wsparciem i miłym słowem.
Liczący 519 kilometrów czerwony szlak biegnący od Wołosatego w Bieszczadach do Ustronia w Beskidzie Śląskim miliczanin pokonał w 10 dni, 6 godzin i 7 minut. – Nie chodziło tu o żadne bicie rekordów, czy wyścigi. Ten szlak to taka perełka i marzenie dla każdego, kto spędza czas w górach - mówi miliczanin dodając, że w czasie wędrówki schudł aż 5,8 kg.
Nasz biegacz ma już plany na przyszły rok. – Od dwóch lat nieśmiało spoglądam na gruzińską górę Kazbek o wysokości 5054 m n.p.m. I to będzie prawdopodobnie mój przyszłoroczny cel – mówi, dodając, że nie zapomina, oczywiście, o wielu nieprzebytych jeszcze szlakach w Polsce.
Tylko zalogowani użytkownicy mogą reagować na artykuły.
Tylko zalogowani użytkownicy mogą reagować na komentarze.
To ile ma się czasu dla siebie zależy wyłącznie od priorytetów w życiu. Natomiast sam szlak nie uważam za jakoś szczególnie ciekawy. Przeszedłem go w 16 dni bez biegania i wg. mnie ma on długie nudne fragmenty - ale oczywiście każdy lubi coś innego. Swoją drogą dla trudności przejścia spore znaczenie ma, z której strony się startuje.
Tylko zalogowani użytkownicy mogą reagować na komentarze.
Super, wielu by tak chciało, ale jak to znaleźć 10 dni wolnego - tylko dla siebie!
Tylko zalogowani użytkownicy mogą reagować na komentarze.
O kurde ! Ogromny szacunek Panie Przemysławie ! :) Pasja to pasja i nikt nie będzie w stanie Nas powstrzymać , mimo że coraz mniej mniej osób może sobie na nie pozwolić :(